29 grudnia 2014

Waloryzacja emerytur i rent na nowych zasadach [PORADNIK]

Leszek Kostrzewski



Prezydent podpisał ustawę o zmianie zasad waloryzacji emerytur i rent. Jakie będą przyszłoroczne podwyżki?

W marcu 8,8 mln emerytów i rencistów dostanie wyższą emeryturę. Przyszłoroczna waloryzacja będzie wyliczona na nowych zasadach. Zmianę zaproponował pod koniec sierpnia były premier Donald Tusk. Potwierdziła ją obecna premier Ewa Kopacz.

Podwyżki emerytur

Do tej pory o wysokości waloryzacyjnej podwyżki decydowały dwa wskaźniki z roku poprzedzającego waloryzację: inflacja w gospodarstwach emeryckich, czyli podwyżki cen towarów, które głównie kupują emeryci, i 20 proc. realnego wzrostu płac. 

Na podstawie tych danych rząd prognozował, że waloryzacja w przyszłym roku wyniesie 1,08 proc. Dlaczego tak mało? Bo decydująca o podwyżkach inflacja jest bardzo niska. 

Nikt na nowej waloryzacji nie straci

Gdyby prognozy rządu się sprawdziły, podwyżka waloryzacyjna wyniosłaby 1,08 proc. A to oznaczałoby, że osoby z najniższymi świadczeniami zyskałyby ok. 9 zł, czyli bardzo mało. 

Rząd nie chciał do tego dopuścić i obiecał, że najniższa podwyżka będzie wynosić 36 zł.

To oznacza, że emerytura w wysokości 1 tys. zł wzrośnie nie o 10,8 zł, ale o 36 zł, czyli 25,20 zł więcej.

Jeśli ktoś ma 2 tys. zł emerytury, to zamiast 21,60 zł podwyżki dostanie 36 zł, czyli będzie miał 14,4 zł więcej.

Na zmianie zyskają wszyscy, których wysokość emerytury nie przekracza dziś 3300 zł brutto.

Ktoś, kto ma więcej, będzie korzystał ze starych, bardziej opłacalnych dla niego zasad. Czyli jeżeli ma 4 tys. zł emerytury, to będzie miał podwyżkę taką, jaka wynika z inflacji i wzrostu płac, a więc o 1,08 proc., zatem zyska 43,2 zł.

Tak samo będzie w wypadku kogoś, kto ma 5 tys. zł emerytury. Też będzie miał podwyżkę o 1,08 proc., czyli wyniesie ona 54 zł. 

Nikt na nowej waloryzacji nie straci, a ponad 8 mln Polaków zyska. 

Kto dostanie mniej

Podwyżki waloryzacyjne części świadczeń będą niższe i wyniosą nie 36, ale 27 zł (75 proc. z 36 zł).

Ministerstwo Pracy w projekt nowej ustawy waloryzacyjnej wpisało: "W przypadku rent z tytułu częściowej niezdolności do pracy i rent inwalidzkich III grupy kwota waloryzacji (...) wynosi nie mniej niż 27 zł".

O ile powinny wzrosnąć poszczególne świadczenia?

(Najniższa emerytura i renta, a także najniższa renta rodzinna i renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy oraz renta rolnicza wzrosną z 844,45 do 880,45 zł (wzrost o 36 zł).

(Najniższa renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy wzrośnie z 648,13 do 675,13 zł (wzrost o 27 zł).

(Najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową wzrośnie z 1013,34 do 1056,54 zł (wzrost o 43,20 zł). Dlaczego akurat tyle? Ponieważ ta renta nie może być niższa niż 120 proc. najniższej zwykłej renty i emerytury.
(Najniższa renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową wzrośnie z 777,76 do 810,16 zł brutto (wzrost o 32,41 zł brutto). Dlaczego tyle? Ponieważ ta renta również musi wynosić 120 proc. najniższej renty z tytułu częściowej niezdolności do pracy (która po zmianach wyniesie, przypomnijmy, 675,13 zł brutto). 

(Uwaga! Inna podwyżka będzie też w przypadku renty socjalnej. Dziś wynosi ona 709,34 zł brutto. Wzrośnie o 30,24 zł brutto do 739,58 zł brutto. Dlaczego tyle? Bo renta socjalna musi stanowić 84 proc. najniższej emerytury (a ona po podwyżce będzie wynosić 880,45 zł).

(Świadczenie przedemerytalne wzrośnie z 991,39 do 1027,39 zł brutto (wzrost o 36 zł).

A o ile wzrosną przeciętne świadczenia? Tu podwyżka będzie już jednakowa - o 36 zł:

(średnia emerytura wypłacana przez ZUS to ok. 2059 zł brutto. Wzrośnie do 2095 zł; 

(średnia renta - 1540 zł brutto - wzrośnie do 1576 zł;

(średnia renta rodzinna - 1768 zł brutto - wzrośnie do 1804 zł;

(średnia emerytura pomostowa - 2287 zł - wzrośnie do 2323 zł.

Dodatki też w górę 

Waloryzacji podlegają też wszystkie dodatki. Wzrosną one o 1,08 proc.:

(dodatek pielęgnacyjny, dodatek za tajne nauczanie - 206,76 zł - wzrośnie o 2,23 zł;

(dodatek pielęgnacyjny dla inwalidy wojennego całkowicie niezdolnego do pracy i samodzielnej egzystencji - 310,14 zł - wzrośnie o 3,34 zł;

(dodatek dla sierot zupełnych - 388,62 zł - wzrośnie o 4,19 zł;

(dodatek kombatancki - 206,76 zł - wzrośnie o 2,23 zł. 

Opozycja: Dajcie więcej 

W listopadzie ustawę o nowej waloryzacji podpisał prezydent. Zanim jednak to się stało, w Sejmie toczyła się burzliwa dyskusja.

Opozycji nie spodobały się niewielkie podwyżki zaproponowane przez rząd. 

Klub parlamentarny PiS domagał się najniższej gwarantowanej podwyżki na poziomie nie 36, ale 60 zł. 

"Posłowie PiS nie akceptowali i nie akceptują istniejących dużych dysproporcji w wysokościach wypłacanych świadczeń emerytalnych. (...) Zwiększenie świadczeń o kwotę 36 złotych uważamy za dalece niewystarczające. (...) W imieniu klubu Prawa i Sprawiedliwości proszę wysoką izbę, abyśmy wysoki wzrost rezerw w poszczególnych ministerstwach zaproponowany przez rząd w budżecie państwa zoptymalizowali i uzyskaną w ten sposób nadwyżkę przeznaczyli na zwiększenie emerytur i rent".

Wszystkich przelicytował SLD, który zaproponował, by najniższe świadczenia podnieść o 200 zł.
Anna Bańkowska z SLD: "Klub SLD od dawna dopomina się, aby realnie spojrzeć na koszty utrzymania i wysokość najniższych świadczeń. Jeśli po podwyżce (proponowanej przez rząd) człowiek będzie otrzymywał (...) ok. 700 zł na miesiąc, a rencista czy częściowo niezdolny [do pracy] dużo mniej, to oznacza to dla niego wegetację. (...) SLD proponuje, aby rząd zdobył się na wysiłek finansowy i podwyższył najniższe świadczenia o 200 zł".

Propozycje zarówno PiS, jak i SLD przepadły w głosowaniach. Koalicja PO-PSL tłumaczyła, że państwa nie stać na większą podwyżkę.

Z szacunków resortu pracy wynika, że wprowadzone zmiany sposobu waloryzacji będą kosztować ok. 1,8 mld zł, a łącznie na waloryzację emerytur i rent budżet wyda w przyszłym roku ok. 3,7 mld zł.

Większa deflacja w październiku 

Jak napisaliśmy wyżej, wyliczenia rządu wskazują, że przyszłoroczna waloryzacja będzie niewielka. 

Okazuje się jednak, że dla części osób będzie jeszcze niższa, niż szacuje rząd. 

Wszystko dlatego, że w październiku ceny były niższe już o 0,6 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. 

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan: "Mimo optymistycznych zapowiedzi niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej, że polska gospodarka miała jedynie krótką wakacyjną przerwę, w czasie której nieco wolniej się rozwijała, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w październiku nie potwierdzają tego, obniżyły się bowiem mocniej niż w miesiącach letnich. Zadecydowały o tym przede wszystkim niższe ceny żywności, paliw oraz odzieży i obuwia. Na spadek cen żywności w coraz większym stopniu oddziałuje rosyjskie embargo. Najbardziej potaniały bowiem owoce i mięsa, czyli produkty objęte embargiem. Natomiast nieźle radzą sobie ze sprzedażą producenci warzyw, też objętych rosyjskimi sankcjami, gdyż ich ceny w październiku wzrosły w ujęciu miesiąc do miesiąca".

Co większa deflacja w październiku oznacza dla emerytów? 

Osoby mające emeryturę większą niż 3300 zł brutto miały dostać podwyżkę o 1,08 proc.

Niestety, prawdopodobnie dostaną mniej.

Łukasz Wacławik, specjalista od ubezpieczeń społecznych z Wydziału Zarządzania AGH w Krakowie, tłumaczy: - Można założyć, że inflacja dla emerytów i rencistów minimalnie wzrośnie - pewnie na poziomie zbliżonym do 0,2 proc.  Realny wzrost wynagrodzeń wyniesie prawdopodobnie ok. 2,5 proc. (20 proc. z tego to ok. 0,5 proc.). Tak więc wskaźnik waloryzacji będzie najprawdopodobniej niższy niż zakładane przez rząd 1,08 proc. i wyniesie ok. 0,7 proc., bo tyle otrzymamy, uwzględniając emerycką inflację (ok. 0,2 proc.) i 20 proc. wzrostu płac realnych. Jeżeli ta prognoza się sprawdzi, to 36 zł podwyżki dostanie znacznie więcej emerytów i rencistów, niż pierwotnie szacował rząd. 

Jednakową podwyżką (w wysokości 36 zł) objęci zostaną w zasadzie wszyscy emeryci i renciści, których świadczenie brutto jest niższe niż 5100 zł.

Kto więc ma szansę dostać więcej niż 36 zł? Zaledwie ok. 50 tys. osób z 8 848 000 emerytów i rencistów, których świadczenia przekraczają dziś 5100 zł brutto. 0,7 proc. z 5 tys. zł to 35 zł, a więc osoba mająca 5100 zł emerytury dostanie podwyżkę wynoszącą więcej niż 36 zł.

Rząd zaoszczędzi na waloryzacji

To, że waloryzacja wyniesie 0,7 proc., a nie 1,08 proc., oznacza, iż rząd wyda mniej na podwyższone emerytury.

Jakie mogą to być oszczędności? - Około 10 mln miesięcznie - mówi Łukasz Wacławik. 

Mniejszy wskaźnik waloryzacji - zamiast 1,08 proc. tylko 0,7 proc. - oznacza też, że będą mniejsze podwyżki dodatków, np. pielęgnacyjnego.

Inaczej liczyć inflację

O waloryzacji decyduje głównie wskaźnik inflacji, czyli podwyżki cen. Niezależnie od dochodów emeryci mają specjalną, wyliczaną tylko dla nich inflację - inną od tej, która dotyczy np. gospodarstw pracowników. 

Władze uznały, że emeryci kupują inne produkty lub w innych proporcjach niż osoby czynne zawodowo, a w związku z tym dla tej grupy należy inaczej liczyć wzrost cen, a dokładniej - trzeba go liczyć, biorąc pod uwagę inne produkty. Tak powstał tzw. koszyk emerycki.

Związkowcom, ale też pracodawcom, nie podoba się to, że do jednego worka wrzuca się wydatki bogatych oraz biednych seniorów i wylicza się średnią dla nich inflację. - Inaczej przecież odczuwa wzrost cen ktoś, kto ma 1 tys. zł emerytury, a inaczej ktoś mający 3 tys. Powinniśmy więc wyliczać inną inflację dla emerytów, którzy mają np. do 1 tys. zł, inną dla tych, którzy mają 1-2 tys. zł, i wreszcie inną dla tych z dochodami powyżej 3 tys. zł. I w rezultacie inaczej powinniśmy wyliczać podwyżki dla każdej z tych grup. W ten sposób dbamy o tych najbiedniejszych, którzy kupują inne produkty niż bogatsi - mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, także członek rady nadzorczej ZUS. 

Zdaniem Łukasza Wacławika zmiany w koszykach wydatków emerytów są lepszym rozwiązaniem niż co roku podwyższanie emerytur o sumy ustalane przez polityków. - Pomysły polityków są nieprzewidywalne, a na dłuższą metę nie da się dorzucać do systemu kolejnych miliardów. Tym bardziej że wydatki na emerytury i renty już dziś są co roku o kilkadziesiąt miliardów większe niż wpływy ze składek. 


6 komentarzy:

  1. Należy wiedzieć, że prawdziwa inflacja mierzona wzrostem podaży waluty (wskaźnik M3) wynosi średnio 13% każdego roku. Nie 2-3% jak podaje rząd. Prawdziwa inflacja jest zaniżana, bo m.in. waloryzacja rent i emerytur zależy od niej. Kto nie wierzy w możliwość zaniżania inflacji, to niech przeczyta definicję CPI. Z resztą, robiąc zakupy wiemy i czujemy że wzrosty cen są wyższe, niż wynika to z podawanej przez GUS inflacji. Rząd po prostu oszczędza na emerytach i rencistach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek trochę historii - 21 listopada 2008 r. ekipa Tuska uchwaliła w Sejmie nowelizację ustawy o emeryturach i rentach, która wprowadziła w życie tzw. kapitałową formułę obliczania świadczeń emerytalnych z ZUS (zamiast solidarnościowej). W praktyce oznaczało to, że wysokość wypłacanej emerytury miała zależeć od ilości zgromadzonego - za pośrednictwem składek emerytalnych - kapitału, według następującego algorytmu:



    Całkowita kwota zebranego kapitału : 216 miesięcy* = miesięczna kwota brutto emerytury



    *Ekipa Tuska przyjęła, że przeciętny polski emeryt na emeryturze

    przeżyje 216 miesięcy, tj. 18 lat (sic!)



    Przed nowelizacją ustawy o emeryturach i rentach obowiązywała tzw. solidarnościowa formuła obliczania świadczeń emerytalnych. Dzięki niej osoba, która osiągała wiek emerytalny mogła liczyć na emeryturę w wysokości około 60 proc. ostatniej pensji. Niestety od 1 stycznia 2009 roku zaczęła obowiązywać formuła kapitałowa i dla większości Polaków osiągnięcie wysokości emerytury na poziomie 60 proc. ostatniego wynagrodzenia stało się zupełnie nierealne. Okazało się bowiem, że emerytury kapitałowe oznaczały drastyczny spadek wypłacanych świadczeń. Eksperci mnożyli przykłady: jeśli ktoś przez 35 lat zarabiał równowartość dzisiejszych 2,5 tys. zł miesięcznie, to na koncie w ZUS uzbierał prawie 205 tys. zł. Łatwo można wyliczyć, że otrzyma za to 766 zł netto emerytury, czyli jedynie 1/3 wysokości ostatniego wynagrodzenia.



    Aby ograniczyć negatywny wydźwięk zmian i uśpić nastroje społeczne ekipa Tuska podjęła ponadto decyzje, aby przez 4 kolejne lata podnosić stopniowo (o 20 proc. rocznie) udział formuły kapitałowej kosztem formuły solidarnościowej przy wyliczaniu wysokości świadczenia dla osób urodzonych po 1953 roku, które postanowiły przejść na emeryturę. Efekty powyższych zmian są katastrofalne - według danych ZUS w 2013 roku przeciętna emerytura przyznawana według formuły solidarnościowej (osoby urodzone w 1953 roku i wcześniej) wynosiła 3036 zł brutto. Z kolei przeciętna emerytura przyznawana według formuły kapitałowej (osoby urodzone powyżej 1953 roku) wyniosła jedynie 1856 zł brutto. Różnica między przeciętną emeryturą wyliczaną według starych zasad, a przeciętną emeryturą wyliczaną według nowych zasad wynosiła zatem aż 1180 zł. W tym roku różnica będzie jeszcze większa. Wielki przewał Tuska, na który niewielu zwraca uwagę. Warto o tym wspominać w kontekście "osiągnięć" tej ekipy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katastrofalne efekty dopiero będą, gdy udział kapitału początkowego (wyliczanego na "starych zasadach emerytalnych") w łącznym zapisie na wirtualnym koncie kapitałowym ubezpieczonego spadnie do zera. A to nastąpi dla tych, co podjęli pierwsze "ozusowane" zatrudnienie po 1998r.

      Usuń
    2. Do nowelizacji, nie było żadnej solidarnościowej formuły obliczania świadczeń emerytalnych, tylko formuła zdecydowanego zawyżania świadczeń emerytalnych w stosunku do odprowadzonych składek. Wielu już dalej nie będzie czytać, tylko odpisze mi, że.......
      Dla wytrwalszych podaję, że algorytm obliczania był zupełnie oderwany od składek emerytalnych, bo czym jest: część socjalna wyłącznie za odpowiedni, niewysoki staż ubezpieczeniowy, czymże jest kwota bazowa i czym wreszcie jest wybieranie "najlepszych" lat ???
      Podstawowym mankamentem wszystkich algorytmów obliczeniowych są 2 czynniki związane ze sobą: zbyt niskie wynagrodzenia i RÓWNOCZEŚNIE zbyt niskie składki emerytalne. Gdyby wynagrodzenia podnieść o 50%, np. z przytaczanych brutto 2500zł do 3750zł, a składkę emerytalną z 20% do 45%, to wynagrodzenie netto praktycznie nie uległoby zmianie, natomiast wyliczona emerytura byłaby wyższa o 125%, czyli zamiast 1138zł brutto wyniosłaby 2560zł brutto, czyli ok. 2000zł netto. Oczywiście należałoby zmienić regułę obliczania podatku PIT i składki NFZ i pozostałych 3 składek ZUS (odpowiednio od kwoty netto a nie brutto, lub obniżyć % od kwoty brutto, aby nie zmieniać ich obecnej wysokości w złotówkach).

      Usuń
  3. Ten tekst wyżej jest wklejony ale chodzi mi o to aby mozna było bezposrednio odnieść się do jego treści --(niewygodne info)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Związkowcom, ale też pracodawcom, nie podoba się to, że do jednego worka wrzuca się wydatki bogatych oraz biednych seniorów i wylicza się średnią dla nich inflację. - Inaczej przecież odczuwa wzrost cen ktoś, kto ma 1 tys. zł emerytury, a inaczej ktoś mający 3 tys. Powinniśmy więc wyliczać inną inflację dla emerytów, którzy mają np. do 1 tys. zł, inną dla tych, którzy mają 1-2 tys. zł, i wreszcie inną dla tych z dochodami powyżej 3 tys. zł. I w rezultacie inaczej powinniśmy wyliczać podwyżki dla każdej z tych grup. W ten sposób dbamy o tych najbiedniejszych, którzy kupują inne produkty niż bogatsi - mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, także członek rady nadzorczej ZUS."
    Dlaczego nie rozpoczyna się analiz od różnych STRAT WARTOŚCI EMERYTUR (siły nabywczej) ponoszonych wskutek inflacji, tylko stale szermuje się hasłem, że ktoś dostał więcej a ktoś mniej ? Teraz dochodzi jeszcze hasło, że jednym emerytom potrzeba więcej a innym mniej lub wcale a może niedługo będą chcieli "najbogatszym" część emerytur odebrać ? I takie komusze hasła głosi Mordasewicz, który oprócz członkostwa w RN ZUS jeszcze jest wiceprzewiodniczącym RN ENEA (ok. 50tys.zł/rok), członkiem RN "Irena Eris"i piastuje wiele innych płatnych funkcji. Nie czuje potrzeby samoograniczenia dochodów ? Może mu jeszcze emeryci dołożą, bo jest biedniejszy od Kulczyka i ma inne niż on potrzeby ?

    OdpowiedzUsuń