GAZETA PRAWNA
W tym roku rewaloryzacja
emerytur będzie najniższa od dekady.
Wszystkiemu winna bardzo niska inflacja.
Jak wstępnie szacuje resort pracy, 1,3
mld zł może oszczędzić budżet na
waloryzacji emerytur. Wprawdzie nie zmieniły się
zasady jej wyliczania, ale wskaźniki będące
podstawą obliczeń okazały się
niższe, niż rząd założył,
projektując budżet na 2014 r. Teraz zastanawia
się, co zrobić z tym ponad miliardem ekstra.
Wydać czy złożyć na ołtarzu walki z
deficytem.
Emerytury i renty zwiększa się co
rok o średnioroczny wskaźnik inflacji dla
gospodarstw domowych emerytów i rencistów. Do tego
dodaje się 20 proc. realnego wzrostu płac. Pierwszy
składnik ma zapewnić, że realnie
świadczenia nie spadną, a drugi, że nie
stracą zbyt dużo dystansu do rosnących
płac. – Mieliśmy w 2013 r. inflacyjną
niespodziankę – tłumaczy Jakub Borowski,
główny ekonomista Credite Agricole.
Przygotowując budżet na 2014 r.,
rząd założył, że inflacja na koniec
2013 r. wyniesie 1,9 proc., a płace wzrosną o 1,2
proc. Dlatego szacowano, że emerytury i renty
wzrosną o 2,14 proc. Ale już wiadomo, że
inflacja wyniosła 1,1 proc. Gdyby więc realny
wzrost płac utrzymał się na zakładanym
poziomie, to waloryzacja byłaby niższa i
wyniosłaby 1,34 proc. Byłaby niższa od
zakładanej o 0,8 pkt proc. Ponieważ 1 pkt proc.
podwyżki świadczeń odpowiada 1,66 mld zł,
resort pracy szacuje nadwyżkę na wspomniane 1,3
mld.
Ostateczna suma znana będzie w
ciągu dwóch tygodni, bo 11 lutego prezes GUS ma
obowiązek podać, o ile realnie wzrosło
przeciętne wynagrodzenie. Ten wzrost może być
nieco wyższy, niż założył rząd,
i wynieść ok. 2,5 proc. Wówczas i waloryzacja
byłaby wyższa od 1,34 proc. i wyniosła 1,6
proc. Ale nawet wtedy suma wypłacona na podwyżki
przez budżet byłaby niższa. W takim przypadku
o 900 mln zł.
Na pewno nie ucieszą się z tego
emeryci. Bo choć nie stracą i podwyżka
świadczeń będzie wyższa od inflacji, to
dostaną mniej, niż oczekiwali. To najniższa
waloryzacja od 2002 r. Wówczas także w efekcie
spowolnienia renty i emerytury wzrosły zaledwie o
pół procentu.
Z kolei rząd może na tym ruchu
zaoszczędzić. W połowie 2013 r., szykując
budżet, oceniał, że podwyżka
świadczeń będzie kosztowała 3,5 mld
zł. Niższy wskaźnik waloryzacji może
oznaczać, że suma będzie niższa o
jedną trzecią. Mniejsze wydatki na emerytury
oznaczają, że także dotacja z budżetu
mająca zasypać deficyt w ZUS będzie mniejsza.
I tego chciałby minister finansów.
Ale resort pracy nie wyklucza innych
pomysłów. Trybunał Konstytucyjny uchylił
przepisy zaskarżone przez rzecznika praw obywatelskich
dotyczące odebrania świadczeń
pielęgnacyjnych opiekunom osób
niepełnosprawnych. Choć rząd nie musi
wypłacać zaległych świadczeń, to
trybunał zobowiązał go do opracowania zasad
wypłacania świadczeń na nowych zasadach.
Na to potrzebne będą dodatkowe
pieniądze, których w budżecie na 2014 r. nie
zapisano. Oszczędności na emeryturach mogłyby
zostać przeznaczone na ten cel.
Jak wynika z naszych informacji, w
rządzie pojawił się także pomysł
wykorzystania oszczędności na wypłaty
jednorazowych dodatków dla emerytów i
rencistów. Nie wiadomo, czy miałby dotyczyć
tylko najniższych świadczeń, czy wszystkich.
Na razie to wstępna idea i nie wiadomo, czy zobaczymy
ją choćby jako projekt założeń do
ustawy.
Niskie podwyżki rent i emerytur w tym
roku mogą się okazać przeszkodą dla
zapowiedzi ministra pracy i polityki społecznej zmian
zasad waloryzacji emerytur. Władysław
Kosiniak-Kamysz zaproponował, by tylko minimalna
emerytura była waloryzowana wskaźnikiem inflacji i
wzrostu płac. Pozostałe miałyby być
podwyższane wyłącznie o wskaźnik
inflacji. Dla budżetu takie rozwiązanie byłoby
neutralne.